Jar Raduni, Ciotka Borowa i zimowe przesilenie.

Jutro mamy ważną datę w całym rocznym cyklu – przesilenie zimowe. Najkrótszy dzień w roku, bardzo symboliczny, bo kończy się powoli ciemność i z każdym dnie wkracza jasność, która przybliża nas do nowego cyklu życia, inaczej wiosny. Nigdy nie przepadałam za listopadem czy bezśniegowym grudniem, ale teraz mają one dla mnie niesamowita magię! a widoki ze spacerów tylko mnie w tym utwierdzają.

jar raduni jesienią
Jar Raduni.

Radunia i jej jar.

Pomorskie znam przede wszystkim ze szlaków rowerowych. Jar Raduni była zawsze na mojej liście, ale że tam z rowerem słabo raczej, to eksploracja szlaku była ciągle przekładana. Padło na dzisiejszą niedzielę, przed Świętami i dzień przed przesileniem. To musiało się skończyć spotkaniem z postaciami nie z tego świata.

W poprzednim wpisie sprzed tygodnia, wspominałam, że Radunia to rzeka na Kaszubach, która na Gdańskich Żuławach (chwilę przed Gdańskiem) łączy się ze znaną i fotografowaną w każdym sezonie Motławą. Szlak niebieski jest częścią długiego szlaku kartuskiego. Nasza trasa zaczęła się w Borkowie (pod Żukowem), a zakończyła w Babim Dole. Szlak jest fantastyczny! Miejscami można poczuć się jak górach. Zawsze wspominam o tym, że nasze pomorskie przewyższenia to czasami przypominają te beskidzkie. Czasami trzeba się przeczołgać dołem pod pniami drzew, czasami przeskoczyć górą. Najpierw idziemy jarem, przy samym brzegu, potem szlak zabiera nas w wyższe partie. Generalnie trasa nie pozwala się nudzić. Sama trasa liczyła około 8 km, a jej zakamarkami Rulon był wprost wniebowzięty.

Poza niewątpliwymi walorami samej, czystej natury, na początku szlaku mamy również ciekawostki z zakresu architektury. W Rutkach (obok Borkowa) w pierwszej dekadzie XX wieku uruchomiono elektrownie wodną. Idąc dalej, już właściwym szlakiem niebieskim, zobaczymy sztuczny zalew, a nad nim piękny, nitowany most kolejowy (nieczynny). Ale my wracamy na szlak i spotkanie z naturą!

las jesienny
Rulon w swoim leśnym kamuflażu.

Ciotka czy dziad?

Borowy. Na pewno słyszeliście określenie „dziad borowy” czyli można go określić jako mężczyznę nie dbającego specjalnie o wygląd zewnętrzy, lubiącego samotność i otoczenie przyrody 😊 A zastanawialiście skąd ono się wzięło? Może o leśnej pary Borowca i Ciotki Borowej.

Otóż mieszkali oni w lesie. Z dala od ludzi, nie pałali do nich sympatią, ale nie robili im specjalnie pod górkę. Chyba, że sobie na to zasłużyli! Na ich czarnej liście, zwłaszcza Borowca, byli myśliwi oraz wszyscy ci, którzy dopuszczali się dewastacji lasów. Co wówczas się działo? W przypadku myśliwych Borowiec śmiał się demonicznie, mylił drogę psom myśliwskim, rzucał na nie urok. Jeśli to nie poskutkowało, to zamieniał się w przerażającego stora o zielonych, pełnych złości oczach i atakował tak długo, dopóki wszystkich leśnych intruzów nie zlikwidował. Nie tylko myśliwi byli na czarnej liście Borowca, uprzykrzał on życie również miejscowym pijaczkom, którzy zbłądzili do lasu, grzybiarzom potrafił podrzucać muchomory. Wściekał się również na gospodarzy, którzy nie upilnowali swojego bydła i Borowiec odnajdywał je pośród leśnych konarów i zabierał na obiad.

jar raduni jesienią

Dzieci mile widziane.

Dziad borowy i Ciotka Borowa akceptowali w lesie dzieci. Cioteczka była dodatkowo miła i napełniała ich koszyki leśnymi owocami i częstowała miodem. Była taką dobrą, leśną ciocią. Co ciekawe, na Kaszubach w okolicach świąt, kiedy dzieciaki dostawały słodycze, to mówiono im, że są one właśnie od Borowej Ciotki spotkanej na skraju lasu. Ciotka, choć łagodniejsza od swojego męża, potrafiła się wściec. Jeśli spotkała na swojej drodze kogoś kto dewastował las, nasyłała na niego rój much, komarów i innych latających nieprzyjemności. Ha! I teraz pomyślcie dlaczego mamy tyle komarów?! Hę? A! Ciotka miała jeszcze jedną magiczną moc, mogła bowiem delikwenta zamienić w krzak jałowca! Jałowiec, zwłaszcza w okresie świątecznym pełnił istotną rolę w odpędzaniu złych mocy z gospodarstwa. Od dzieciaka wpajano mi, że las, to nie jest mój dom, w lesie się nie drze, nie niszczy czyichś domów, nie zrywa kwiatów. O parce borowej nie słyszałam, ale myślę, ze podświadomie mieli ich na myśli.

las jesienna porą
w górę